Mówisz „Perfect” to od razu myślisz Zbigniew Hołdys i Grzegorz Markowski, jednak ich wspólna przygoda z zespołem nie trwała długo. Kapela rozpadła się już po trzech latach. Na początku lat 90-tych muzycy zeszli się z powrotem jednak już bez Hołdysa. Markowski opowiedział dlaczego.
Czytaj też: Wiśniewski i Mandaryna znowu razem. O ich rozwodzie głośno jest do dziś
Zespół „Perfect” powstał w 1978 roku, założycielami byli: perkusista Wojciech Morawski, basista Zdzisław Zawadzki, klawiszowiec Paweł Tabaka oraz wokalistki – Ewa Korczynska-Konarzewska, a także Barbara Trzetrzelewska. Nieco później do składu dołączył także wokalista i gitarzysta Zbigniew Hołdys. To on zmienił profil zespołu na rockowy i był liderem w pierwszej połowie lat 80-tych. W sylwestrową noc 1979/80 jako wokalista zadebiutował w kapeli Grzegorz Markowski, który z biegu zdobył uznanie publiczności. Taki skład utrzymał się przez następne trzy lata, aż do rozpadu zespołu.
„Perfect” to oczywiście Zbigniew Hołdys i Grzegorz Markowski, jednak ich współpraca nie trwała długo
W latach 90-tych markowski postanowił reaktywować kapelę, jednak w projekcie nie brał już udziału Hołdys. Wcześniej muzycy wystąpili razem tylko raz. W 1987 roku na Stadionie Dziesięciolecia odbył się ich koncert. Zbigniew Hołdys zażartował wtedy, że następny raz wystąpi z „Perfectem” dopiero w 200 roku. Nigdy jednak do tego nie doszło. Jaka byłą tego przyczyna?
O tych planach, w jednym z wywiadów, postanowił opowiedzieć Grzegorz Markowski, który utrzymuje, że sam starał się namówić Zbigniewa Hołdysa do wspólnego występu w 200 roku.
„Wiesz, ja dzwoniłem do Zbyszka, bo w 1987 r. ludzie kupili bilety na koncert Perfectu w 2000 r. i kiedy zbliżał się ten czas, chcieliśmy go zagrać, ale Zbyszek nie podszedł do telefonu. Odebrała jego żona, powiedziała, że jest zajęty. A koncertem nie był zainteresowany. Wymigał się śmiercią Zdzisia Zawadzkiego. Bo była taka klauzula, że w przypadku śmierci jednego z muzyków… Ja jednak mówiłem: »Zagrajmy ten koncert«. Zbyszek, jeśli nie chce z nami, niech wyjdzie sam z gitarą i zaśpiewa na przykład »Nie płacz Ewka«. Ale to jest zacięty facet”
– zaznaczył Markowski.
Zobacz również: Onet: Błąd w rozporządzeniu rządu, stoki mogą działać? Opinia prawnika
Grzegorz Markowski wspomniał też bardzo nieprzyjemną sytuację, w której Zbigniew Hołdys nazwał go alkoholikiem. Porównał takie zachowanie do tego jak władzę sprawuje Jarosław Kaczyński.
„On wszystkich poobrażał, mnie nazwał alkoholikiem, a przecież w tym czasie wszyscy pili równo, łącznie z nim. Czytanie jego wypowiedzi, że ten gra nierówno, ten pije, a ten nie wie, co gra, bo nie zna funkcji, było przerażające, bo przez kilka lat korzystał z talentów tych ludzi. A dodajmy, że ani wcześniej, ani później niczego takiego nie stworzył. Tak że mamy ogromny udział w jego sukcesie, a on uznał, że jest jedyny. Ale to jest syndrom, ku**a, władzy. To samo dzieje się dzisiaj z Jarosławem Kaczyńskim. Jemu też się wydaje… Ale jakby do mnie krzyczeli: »Wyp*******ć!”, to ja bym szybciutko zszedł ze sceny”
– dodał Grzegorz Markowski.
Źródło: Onet