Ta historia mrozi krew w żyłach. Worki pełne zakrwawionych ubranek, dzbany pełne części dziecięcych ciał, czy kości zamurowane w ścianach… Baba Jaga istniała naprawdę i mieszkała w Barcelonie.
Dla wielu Baba Jaga to zmora z dzieciństwa, którą straszyli nas rodzice, żebyśmy byli grzeczni i się ich słuchali. Zazwyczaj przedstawia się ją jako bardzo starą i okropnie brzydką kobietę, która żyje w średniowiecznej chatce skrytej gdzieś w głuszy. W tym przypadku jednak było zupełnie inaczej. Enriqueta Martí i Ripollés była 43-letnią, całkiem ładną, mieszkanką Barcelony, a swój proceder wcieliła w życie na początku XX wieku. Gdy jej czyny wyszły na jaw miejscowa prasa ochrzciła ją mianem „Wampirzycy z Barcelony”, ale jak ulał pasuje do niej stwierdzenie Baba Jaga.
Urodziła się w 1868 roku na południu Katalonii. Gdy dorosła szybko znalazła zatrudnienie jako prostytutka. W wieku 27 lat wyszła za mąż za malarza Joana Pujaló, ale długo nie potrwało, gdy ich związek się rozpadł. Powodem była niewierność Enriquety. W pewnym momencie swojego życia stwierdziła jednak, że czas na zmianę i wpadła na pomysł rozkręcenia naprawdę makabrycznego biznesu. Zaczęła trudnić się stręczycielstwem dzieci, czarną magią i uzdrawianiem.
Baba Jaga istniała naprawdę, nazywała się Enriqueta Martí i Ripollés
Enriqueta wpadła 27 lutego 1912, a wydała ją jej sąsiadka, która w oknie mieszkania zauważyła małą dziewczynkę z ogoloną głową. Cała Barcelona szukała wtedy zaginionej Teresity Guitart. Niezwłocznie zawiadomiono policję, a ta pod pretekstem przeszukania mieszkania w poszukiwaniu kur, znalazła dwie dziewczynki. Początkowo dzieci utrzymywały, że są córkami Enriquety, jednak po chwili przyznały się do kłamstwa. Jedną z nich okazała się Teresita.
Opowiedziała niesamowitą historię uprowadzenia. Dziewczynka została zwabiona przez „wiedźmę” słodyczami i ukryta pod płaszczem, zagranie całkiem w stylu… Baba Jagi. Już w mieszkaniu ogoliła jej włosy i kazała używać imienia Felicidad. Głodziła ją i maltretowała fizycznie, dzieci do jedzenia dostawały jedynie ziemniaki i suchy chleb. Dziewczynki utrzymywały, że wcześniej był z nimi jeszcze chłopiec imieniem Pepito, ale Enriqueta miała go zaszlachtować nożem na stole kuchennym.
Czytaj też: Julia Kamińska ostro skomentowała sytuację w kraju i PiS. Bez hamulców
Enriuetę postawiono przed sądem, ale nie postawiono zarzutu morderstwa. Uznano, że dowody są niewystarczające, choć zeznania świadków były wręcz szokujące.
„Porywała dzieci i niemowlęta i mordowała je, a następnie z ich szczątków przyrządzała eliksiry, które sprzedawała za duże sumy bogatym mieszczanom. Krew, tłuszcz, włosy i kości bezbronnych ofiar były podstawą toników, mazideł i okładów o mocy leczniczej, które bogaci kupowali, aby wyleczyć gruźlicę.”
Niestety prokurator bał się, że do odpowiedzialności zostaną pociągnięte osoby z wyższych sfer, a ponoć klientem Enriquety był nawet sam król Alfons XIII, który ponoć zażywał jej preparaty z krwi dziecięcej. Wśród jej klientów była cała ówczesna śmietanka Barcelony. Dla elity miasta nadeszło jednak nieoczekiwane wybawienie, w tym czasie zatonął Titanic i oczy całego świata zwróciły się w stronę USA.
Kobietę skazano jedynie na 11 miesięcy więzienia, a jakiś czas później znaleziono martwą na jednym z jego dziedzińców. Została skutecznie uciszona. Niepotwierdzoną liczbę jej dziecięcych ofiar szacuje się na 12, jednak parała się swoim mrocznym zajęciem przez lata więc mogła ich zabić nawet kilkadziesiąt.
Źródło: Ciekawostki Historyczne
Zobacz również:
Dantejskie sceny w domu Edyty Górniak. Potrzebowała pilnej pomocy
„Cud w Poznaniu!” Nawet lekarze byli zdumieni. To się nie zdarza często…
Michał Koterski wyznał co pomogło mu w nałogu. Ludzie zdębieli