Nikt nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, jeżeli ze względu na wzburzenie usprawiedliwione okolicznościami zamachu, nie może należycie ocenić spowodowanej przez siebie szkody lub sytuacji obrony – czytamy w artykule 36 k.k. Ukrainy. Oznacza to, że jeśli ktoś nas atakuje, a my się bronimy i w wyniku tej obrony napastnik odskakując od nas wpadnie niefortunnie pod przejeżdżający samochód to – mówiąc kolokwialnie – sam sobie jest winien. A w Polsce? Całkowite zaprzeczenie ukraińskiej normalności stanowi przykład Tomasza G. z Bytomia, który bronił się, jednak sąd zamiast skorzystania z casusu brony koniecznej skazał mężczyznę za nieumyślne spowodowanie śmierci na karę bezwzględnego pobytu w więzieniu (20 miesięcy).
Teoretycznie prawo do obrony koniecznej jest naturalnym, niezbywalnym i bezwzględnym prawem człowieka. Instytucja obrony koniecznej doskonale znana jest Polakom z głośnych spraw ze Stanów Zjednoczonych, gdzie o własne życie musi się bać bardziej włamywacz czy agresor niż broniący się domownik czy potencjalna ofiara. Okazuje się, że także na Ukrainie po uzyskaniu przez nią niepodległości zadbano o uskutecznienie instytucji obrony koniecznej.
W Polsce reforma ministra Zbigniewa Ziobry przeprowadzona została pod hasłem „Mój dom. Moja twierdza”. Czy to wystarczy?
„Przygotowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości nowelizacja, która obowiązuje od początku 2018 r., uzupełniła dotychczasowe regulacje o obronie koniecznej zapisem odnoszącym się do ochrony wartości szczególnej dla każdego człowieka, jaką jest bezpieczeństwo we własnym domu. Zgodnie z ustawą, nie podlega karze ten, kto odpiera zamach związany z wdarciem się do mieszkania, lokalu, domu albo ogrodzonego terenu przylegającego do mieszkania, lokalu, domu, nawet jeśli przekroczy przy tym granice obrony koniecznej. Odpowiedzialność karna w takim przypadku grozi jedynie, gdyby przekroczenie granic obrony koniecznej było rażące”
– poinformowało niżej podpisanego biuro prasowe Ministerstwa Sprawiedliwości.
Pomimo nowelizacji sądy w Polsce dalej notorycznie wywodzą „o przekroczeniu granic obrony koniecznej” lub nie chcą jej brać pod uwagę nawet wtedy, kiedy człowiek broni się lub zapobiega atakowi.
Reforma Ziobry dotyczyła miru domowego. Co jednak, kiedy napaść dzieje się na ulicy? Tomasz G. z Bytomia bronił się przed napaścią fizyczną (zamierzeniem się pięścią) Bartosza Zająca (rodzina wysoko postawiona w Bytomiu; wówczas kuzyn Zająca był prezydentem Bytomia). Tomasz G. wcześniej był opluty i poniżany. Unikając ciosu uderzył raz lub odepchnął napastnika. Ten (a był kompletnie pijany) niefortunnie upadł. Lekarze potwierdzili: skutkiem śmierci był upadek i uderzenie głową o beton, a nie sam cios broniącego się Tomasza G. Pechem G. był fakt, że raz w życiu wystąpił na zawodowej gali MMA i pomimo tego, że ten jednorazowy występ zakończył się porażką, media uczyniły z niego autora śmiercionośnego ciosu. Skazany przez media, został następnie skazany przez sąd pierwszej instancji (w zawieszeniu) i drugiej – kara bezwzględnego pozbawienia wolności.
Kto więc odpowiada za skutki ataku? Atakujący czy napastnik? Warto tu jeszcze raz przytoczyć doskonale sformułowane prawodawstwo Ukrainy: „Nikt nie może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, jeżeli ze względu na wzburzenie usprawiedliwione okolicznościami zamachu, nie może należycie ocenić spowodowanej przez siebie szkody lub sytuacji obrony”. Tomasz G. nie mógł przewidzieć skutków odepchnięcia przez siebie napastnika. „Wolne sądy” w Polsce stoją jednak dalej na stanowisku, że nie warto się w naszym kraju bronić…
W przypadku Tomasza G. ważny argument podniósł jego adwokat, mec. Adam Gomoła, który odniósł się do presji mediów w sprawie G.
„Nie chciałbym wierzyć, że sąd ulegał tu presji mediów, ale czasami tak bywa, że presja mediów nie sprzyja rzetelnemu osądzeniu. A pamiętajmy, że presja mediów była tak daleko posunięta, że nie tylko nie brano pod uwagę obrony koniecznej Tomasza G., ale pisano o sprawie jako o zabójstwie”
– mówił w Radio Warszawa mec. Gomoła, który jest także m.in. pełnomocnikiem procesowym Zbigniewa Ziobro, Ministra Sprawiedliwości.
Dzisiaj jedyną szansą dla Tomasza G. pozostaje ułaskawienie go przez Andrzeja Dudę, Prezydenta Rzeczpospolitej.
fot. gov.pl