Urodziła się w sekcie i całe swoje życie była odizolowana od rzeczywistości. Nie oglądała telewizji, nie chodziła do szkoły czy do lekarza. Wierzyli, że ich guru jest uosobieniem boga. To działo się w Londynie…
Trudno uwierzyć, że coś takiego mogło stać się w dobie mediów społecznościowych, wszechobecnego monitoringu, uczulonych na patologie sąsiadów i tak dalej, i tak dalej. A jednak. Katy miała 33 lata, gdy uciekła z sekty założonej przez Aravinadana Balakrishnana. Mówili na niego Towarzysz B albo Bala. Był dla takich jak Katy całym światem. Zniewolił swoich współpracowników do tego stopnia, że popełniali dla niego samobójstwa.
Katy już jako mała dziewczynka wiedziała, że nie można wychodzić z domu. Bala powtarzał, że jeśli ktoś to zrobi bez opieki innego członka społeczności, boska siła go ukarze. Wierzyli w Jackie – akronim angielskich nazw Jehowy, Allaha, Chrystusa, Kryszny i Nieśmiertelnego Easwarana. Któregoś dnia Bala wystawił Katy za karę przed drzwi domu – zaczęła histerycznie krzyczeć, bała się, że umrze. Jackie postanowił ją wtedy oszczędzić.
Wierzyła, że Jackie ma wielką moc, która może zablokować nawet wszystkie krany w mieszkaniu. – Łazienka zawsze była moim schronieniem. Wiedziałam, że w kranie nie będzie wody, bo tak karze nas bóg. Czasem woda płynęła, wtedy całowałam kran, byłam przekonana, że jest po mojej stronie – opowiada Katy w opublikowanej niedawno rozmowie z BBC. Dopiero teraz odważyła się opowiedzieć o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami „kolektywu”, jak nazywał to jego założyciel.
W komunie, której kilkudziesięciu członków mieszkało przy Peckford Place w południowej części Londynu, dzień zaczynał się wyjątkowo wcześnie. Towarzysze przez większą część dnia usługiwali guru, rywalizowali o jego uwagę. Największym honorem była możliwość włączenia mu prysznica albo otworzenia drzwi do toalety. Balakrishnan nigdy nie pracował. Na całą społeczność zarabiało tylko kilka wyznaczonych osób, oni też jako nieliczni mieli kontakt ze światem zewnętrznym. Jedna z kobiet pracowała w aptece, jedna w pralni, była też pielęgniarka i położna. To właśnie kobiety stanowiły większość sekty. Jak okazało się po latach, były wielokrotnie wykorzystywane seksualnie przez guru.
Katy urodziła się w 1983 roku. Jej mama, Sian Davies, dołączyła do kolektywu jako wolontariuszka pod koniec lat 70. Niedługo później wdała się w romans z przywódcą. Zaszła w ciążę, a dziecku nadano imię Prem Maopinduzi. W hindi Prem znaczy miłość, drugi człon można tłumaczyć jako rewolucję. – Nienawidziłam tego. Było tak, jakby szkolił mnie na swojego wiernego żołnierza – wspomina Katy.
Nikt nie wiedział, kto jest ojcem dziewczynki. Mała wychowywana była przez pozostałych członków kultu. Katy stała się częścią Projektu Perm – wizji nowego człowieka, który miał budować nowe społeczeństwo po tym, jak Bala zdobędzie władzę w kraju. Towarzyszka Prem, jak nazywał ją od dzieciństwa, nie mogła nosić kolorowych, dziewczęcych ubrań, nie mogła chodzić do szkoły, ani poznawać nowych ludzi. Nie bawiła się z dziećmi, nie miała normalnego życia. Prowadziła za to pamiętnik – opisywała w nim, jak wiele zakazów wprowadzał Bala, a większość z nich dotyczyła jej samej. Nikt nie mógł jej przytulać, nie mogła nikogo dotykać, nie można było okazywać jej uczuć – włączając w to jej matkę.
Sian była wykształconą kobietą – skończyła London School of Economics. Pod koniec studiów poznała członków Robotniczego Instytutu Myśli Marksistowsko-Leninowsko-Maoistycznej, skrajnie lewicowej organizacji politycznej, którą na początku lat 70. założył Bala. Wierzyli w państwo wolne od konsumpcjonizmu, studiowali Marksa, Lenina i dzieła Mao, brytyjskich urzędników uważali za faszystów, którzy niszczą świat. Organizacja bardzo szybko przerodziła się w sektę. W marcu 1978 roku ściągnęli na siebie uwagę policji. Funkcjonariusze szukali w ich domu narkotyków. Nie znaleźli nic, ale kilku działaczy trafiło do więzienia za napaść na policjantów. Wtedy przed sądem krzyczeli: „Niech żyje przywódca Mao!”, „Niech żyje Partia Komunistyczna Chin!”, „Śmierć faszystowskiej Anglii!”.