Stanisław Chudy z portalu lokalnego Sztafeta.pl po raz kolejny zajął się publikowaniem artykułów, które mają ocieplić nadwątlony wizerunek upadłej gwiazdy „Solidarności”. Chudy przypomina, że istnieje proces, który po latach wygrał dawny lider strajku w Hucie Stalowa Wola z 1988 roku. Dziennikarz pisze, że w sprawie Wiesława Wojtasa, bo o nim mowa, wstawił się niedawno sam Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. Dla kontrastu warto dodać, że Sztafeta jest portalem prowadzonym przez środowisko związane z dawną „Solidarnością”. Czy można więc być sędzią we własnej sprawie? Zapewne można, jeśli się ma parcie na obiektywizm, którego red. Chudemu najwyraźniej brakuje.
Jak mawiali starożytni wobec faktów nie ma argumentów, czyli contra factum non est argumentum. A fakty są takie.
Wojtas po latach i upadkach wygrał sprawę w postępowaniu cywilnym. Oparło się wszystko o Sąd Najwyższy. Zresztą, ze stenogramów, które są dostępne w aktach Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli wynika, że zabiegał w swojej sprawie u senator PiS z okręgu i sędziego – także z Podkarpacia – związanego z obozem władzy (pomimo zarzutów o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa). Czy skutecznie? Nie wiadomo. Sprawa poddana byłaby kasacji, ale od 7 miesięcy nie można się doczekać uzasadnienia w innej sprawie (tym razem karnej). To uzasadnienie to tzw. nowe okoliczności, które mogą przesądzić o zmianie pozytywnego dla Wojtasa wyroku. Jednak i bez tego los Wojtasa jest raczej przesądzony. Pytanie tylko, czy pójdzie do więzienia jak większość obywateli z zasądzonym wyrokiem odsiadki, czy okaże się równiejszym niż inni przestępcy.
O jakim uzasadnieniu mowa? To istotne. Otóż Wiesław Wojtas jest recydywistą wielokrotnie skazanym prawomocnymi wyrokami sądu. Skazano go m.in. za spowodowanie kolizji drogowej, nielegalne posiadanie broni, unikanie płacenia podatków i składek ZUS-u oraz – co najważniejsze – skazano go w jego sprawach majątkowych (bo cała awantura toczy się o dawne spółki Wojtasa zajmujące się konstrukcjami stalowymi, które to spółki zadłużył i oddał wspólnikom, by je ratować od upadłości i które chciałby teraz zachować z powrotem). Otóż faktem, z którym nie da się polemizować jest to, że na Wojtasie ciążyły 43 zarzuty karne! Sąd pierwszej instancji skazał Wojtasa na 4 lata więzienia we wszystkich 43 punktach! Wojtas uznał to za farsę (każdy wyrok niekorzystny dla niego zawsze uważał za skandal). Apelował. Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok sądu rejonowego. Wojtas jest przestępcą, który działał na szkodę wielu osób i firm.
Dzisiaj w jego obronie stanął Marcin Warchoł, ale przyznał, że nie wie, kto jest winny czy niewinny (sądy wiedzą, minister nie wie, w sumie logiczne), ale ma wątpliwości, bo poczytał artykuły w sieci i wysłuchał Wojtasa oraz dlatego, że uzasadnianie wyroku trwa aż 7 miesięcy. Napisał więc do Prokuratury Generalnej, by ta zajęła się sprawą (możliwości kasacji nadzwyczajnej).
Media lokalne nie miały wątpliwości: Warchoł lobbuje za Wojtasem. Sam minister uważa, że wypełnia jedynie swój poselski obowiązek. Dzisiaj jednak zastanawia się raczej czy jego spotkanie z Wojtasem zostało zarejestrowane. Na jaw wyszedł fakt, że rozmówcy Wojtasa są bohaterami stenogramów i to złożonych 8 lat temu w Prokuraturze Rejonowej w Stalowej Woli.
Jeszcze raz. Okazuje się, że Wojtas nagrywał swoich rozmówców i stenogramy z rozmów (takie, które mogły mu pomóc w sprawie) złożył do akt sprawy na etapie prokuratorskim w 2014 r. Sprawa dawno zakończona, ale „rękopisy nie płoną” – jak pisał mistrz Bułhakow. Ze stenogramów wynika, że Wojtas starał się o poparcie senator PiS (dawnego wysokiego urzędnika państwowego) i u wysoko postawionego sędziego. Można domniemywać, że jego rozmówcy nie wiedzieli o tym, że są nagrywani. Czy teraz nagrywał Warchoła? Czy wcześniej nagrywał bpa Frankowskiego, o którego poparcie się starał? Dobre pytanie. Szkoda, że nie postawili go dziennikarze Sztafeta.pl
Fot. za IPN/Pixabay.com