Pomimo reformy prawa karnego z 2017 r., którą Zbigniew Ziobro promował pod hasłem „mój dom, moja twierdza”, prawa do obrony koniecznej w dalszym ciągu odmawiają Polakom sędziowie. Nawet, jeśli atak miał miejsce we własnym domu ofiar.
„Wyrok czterech lat pozbawienia wolności usłyszał mężczyzna, który bronił siebie i żony we własnym mieszkaniu” – informowała TVP Łódź. Sąd uznał, że pomimo, iż w domu była żona, przerażone dziecko, a napastnik pobił domowników, obrońca rodziny przekroczył granice obrony koniecznej, ponieważ sięgnął po nóż… Nie zabił, ale mógł zabić – zdaniem sądu.
Inną sprawę, Tomasza G. z Bytomia przetoczył niedawno portal tygodnika „Do Rzeczy” – dorzeczy.pl
„(…) Mniej szczęścia miał Tomasz G. Tym razem miejscem tragedii był Bytom, gdzie także doszło do kłótni pomiędzy znajomymi, dwoma mężczyznami. Jednym z nich był Tomasz G., a drugim Bartosz Zając. Po wyjściu z restauracji Zając obrażał Tomasza G. i jego rodzinę, opluł go, a następnie zamierzył się nie niego sugerując uderzenie. Tomasz G. odepchnął lub uderzył napastnika (tego nie rozstrzygnął sąd), a kompletnie pijany napastnik przewrócił się. I tu rozpoczął się sytuacyjny dramat. Niefortunny upadek (a nie cios) spowodował uderzenie głową o trotuar lub betonowy kosz. Śmierć nastąpiła następnego dnia w szpitalu, jak twierdzą biegli, być może na skutek niewłaściwej opieki lekarskiej. To wszystko jednak nie przekonało sądów pierwszej i drugiej instancji, by skorzystać z artykułu mówiącego o obronie koniecznej. Tomasz G. został skazany na karę bezwzględnego pozbawienia wolności z powodu nieumyślnego spowodowania śmierci. Sentencja brzmiała nieubłagalnie: 20 miesięcy w zakładzie karnym”
– czytamy w Dorzeczy.pl w artykule „Czy w Polsce istnieje „obrona konieczna”? Polskie sądy skazują obrońców”.
„Zdaje się, że do wyroku cegiełkę dołożyły media. Cały mainstream pisał o śmiertelnym ciosie zawodnika MMA (Tomasz G. z Bytomia stoczył w życiu jedną zawodową walkę i przegrał ją). Zresztą, do dzisiaj TVN produkuje materiały o Tomaszu G. Skąd ta uwaga głównie opozycyjnych mediów? Być może ma to związek z tym, że zmarły był kuzynem rządzącego wówczas Bytomiem Damiana Bartyli. Reasumując, Tomasz G. bronił się, unieszkodliwił atak osoby z ważnymi rodzinnymi konotacjami, a śmierć nastąpiła na skutek niefortunnego upadku pijanego agresora. Jednak to obrońca ma iść do więzienia jak pospolity przestępca”
– dodaje autor tekstu z Dorzeczy.pl
Tę samą sprawę Tomasza G. przedstawiła ostatnio Telewizja Trwam w programie „Zrozumieć Antycywilizację”.
„Obrażanie, ale też oplucie Tomasza G. miało miejsce z zaciśnięciem pięści, co sugerowało atak. W takim rozumieniu atak trwał. Działanie, które zostało podjęte w celu obrony było tak naprawdę skutkiem wynikającym z tego bezpośredniego zagrożenia”
– powiedział w trakcie rozmowy z Robertem Zawadzkim z Telewizji Trwam mec. Aleksander Trzaska, jeden z obrońców Tomasza G. z Bytomia.
Adwokat dodał, że debata na temat obrony koniecznej musi dotykać „sytuacji całkowicie anormalnej”, w której znajdują się osoby napadnięte, które muszą podjąć decyzję o obronie nie znając do końca zamiarów przeciwnika, działając w strachu i podejmując decyzję w ułamkach sekund.
Dziennikarz zapytał adwokata wprost, czy gdyby Tomasz G. był sądzony w Stanach Zjednoczonych, to czy także groziłaby mu kara pozbawienia wolności tak jak to ma miejsce w Polsce.
„Prawo Stanów Zjednoczonych daje silne podstawy by uważać, że Tomasz G. nie podlegałby tam w takiej sytuacji karze, zwłaszcza, że w Stanach Zjednoczonych akcentuje się subiektywne przekonanie ofiary, czyli bierze się pod uwagę problemy związane z oceną; z dynamiką sytuacji, wzburzeniem, ze strachem”
– tłumaczył mec. Trzaska.
Adwokat dodał, że dzisiaj, pomimo dotychczasowej niekaralności Tomasza G., jego działalności charytatywnej, nieposzlakowanej opinii, obecnie jedyną deską ratunku może być akt łaski prezydenta Rzeczpospolitej Andrzeja Dudy.
Magdalena Derucka