L4 z obozu śmierci czy to możliwe? Władysław Bartoszewski więzień o numerze 4427 w Auschwitzu spędził 199 dni. Po tym czasie dostał zwolnienie z obozu śmierci.
Czyżby więzień pracował wtedy jako konfident? Agent? Kolaborant? Podejrzane fakty, przemilczane sprawy wciąż budzą wątpliwości.
Bartoszewski został zatrzymany, 9 września 1940 roku na Żoliborzu. Przypadkowo, dostał się do Oświęcimia, był w tym samym transporcie co Witold Pilecki. Do Auschwitz trafili w nocy 21/22 września 1940 roku wtedy stali się więźniami niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz- Birkenau.
Podczas jednego z porannych apeli z resztą nowych więźniów usłyszał od zastępcy komendanta obozu:
-Popatrzcie tam, na komin. Popatrzcie, to jest krematorium. Wszyscy pójdziecie do krematorium. Trzy tysiące stopni ciepła. Komin to jedyna droga na wolność.
Bartoszewski został zwolniony z obozu śmierci, po kilku miesiącach – 8 kwietnia 1941. Witold Pilecki po ponad 2 latach spędzonych w obozie zagłady zdecydował się na ucieczkę z obozu. Bartoszewski wyszedł jednak z oświęcimskiego kacetu przez bramę, w eskorcie SS-mana.
W 1940 roku Auschwitz nie było jeszcze obozem śmierci, ale już wtedy więźniowie byli programowo wyniszczani między innymi przez głód, fizyczne znęcanie się nad nimi i niewolniczą pracę. Choroby i wycieńczenie organizmu przybliżały raczej do krematorium niż wyjścia na wolność. Nic dziwnego, że wypuszczenia kogokolwiek z powodu złego stanu zdrowia budzi zdziwienie. Tyle że nic takiego nie miało miejsca. Było dokładnie na odwrót.
12 grudnia kompletnie wyczerpany i bliski śmierci Bartoszewski zemdlał na placu apelowym. Trafił do obozowego „szpitala” (gdzie leczenie polegało głównie na leżeniu) i tam dochodził do siebie przez kilka miesięcy, odzyskując część sił.
W dniu zwolnienia, 8 kwietnia 1941 roku, przyszły minister stanął razem z kilkoma innymi więźniami przed komisją lekarską. Polscy medycy przypudrowali mu czyraki i nakazali udawać w pełni zdrowego. Chorych ze względów propagandowych nie wypuszczano, powodem do zatrzymania w obozie mogła być nawet zbyt
Po pomyślnym przejściu oględzin (bo trudno nazwać je badaniem) więźniowie podpisywali specjalne oświadczenie, w którym stwierdzali między innymi, że byli dobrze traktowani, na nic nie chorowali i nie mają o nic żadnych pretensji. Otrzymywali też zakaz opowiadania o kacecie i działalności antypaństwowej.
W praktyce zwolnienia były w ogromnej mierze przypadkowe. Szczęścia tego dostępowali również więźniowie najbardziej dziś godni podziwu. Najlepszym dowodem jest słynny raport Witolda Pileckiego. Bohaterski rotmistrz informował w nim, że z Auschwitz wypuszczono między innymi trzy osoby współpracujące z nim w obozowym ruchu oporu.
Wśród zwolnionych bywali nie tylko ludzie przypadkowi, schwytani w czasie łapanek, ale też więźniowie polityczni przywiezieni z Pawiaka. Wielu wypuszczonych z obozowego piekła podejmowało później współpracę z polskim podziemiem. Przykładem może być inżynier lotnictwa Antoni Kocjan, który odegrał wielką rolę w wywiadowczym rozpracowaniu budowy rakiet V-2