Rosjanie zrzucili bombę atomową na własnych żołnierzy, wszystko w ramach testu, później przez długie lata tuszowano to zajście. Wszystko po to, aby sprawdzić jak radzą sobie jednostki pancerne na skażonym terenie. Na poligon śmierci w Tockoje wysłano 45 tysięcy nieszczęśników.
Wszystko miało miejsce w 1954 roku podczas manewrów zorganizowanych przez samego marszałka Gieorgija Żukowa na poligonie Tockoje. Właśnie wtedy podjęto decyzję, że na własne wojska zostanie zrzucona bomba atomowa. Co było tego przyczyną? W tamtym okresie wojna w Korei wchodziła w decydujący moment, a sytuacja pomiędzy USA i Związkiem Radzieckim stawała się coraz bardziej napięta. W każdej chwili mogła rozpętać się III wojna światowa, podczas której masowo użyto by broni nuklearnej.
Rosjanie zrzucili bombę atomową na własnych żołnierzy
Dowództwo wojsk radzieckich postanowiło w związku z tym przeprowadzić manewry, które inscenizowałyby atak na europejskie państwa zachodnie. Na ten cel wybrano poligon Tockoje nad rzeką Samarą na południu Rosji. Tamtejsze ukształtowanie terenu i krajobraz przypominały w pewnym stopniu tereny Niemiec. Żukow postanowił sprawdzić jak wojska radzieckie poradzą sobie na atomowej pustyni, którą w przypadku konfliktu stałaby się środkowa Europa.
Czytaj też: „Nie wszyscy się zarejestrują”. Porażka narodowego programu szczepień na COVID?
manewry otrzymały kryptonim „Snieżok”. Zgromadzono tam 600 czołgów, 500 dział, 320 samolotów i setki różnych pojazdów. Do tego przetransportowano na miejsce 45 tysięcy żołnierzy. Jakby tego było mało w pobliżu poligonu znajdowało się kilka gęsto zaludnionych wiosek. Co prawda tuż przed manewrami wysiedlono mieszkańców, jednak nie pozwolono zabrać im żadnego dobytku, ani zwierząt. Żołnierzy wycofano na 5 km od miejsca zrzutu bomby.
14 września 1954 roku nad poligonem pojawił się radziecki bombowiec taktyczny, który na pokładzie niósł bombę atomową, dwukrotnie silniejszą niż ta, którą Amerykanie zrzucili na Hiroszimę. Wybuch nastąpił 300 metrów nad ziemią i jednocześnie z nim wydano rozkaz do ataku. Już 40 minut pod wybuchu na skażony teren wkroczyły pierwsze oddziały zwiadowcze. Wszyscy otrzymali olbrzymią dawkę promieniowania i większość z nich zmarła w niedługim czasie.
Po trzech godzinach od wybuchu na teren wybuchu wkroczyła reszta armii korzystając z napromieniowanego sprzętu. Do dziś oficjalnie nie przyznano jaka była liczba ofiar tych krwawych manewrów. Jasnym jednak pozostaje, że władze radzieckie, przynajmniej częściowo, były świadome konsekwencji tej decyzji. Jednak konsekwencje działań na poligonie były dużo szersze niż tylko straty wojskowe. Chmura radioaktywnego pyłu dotarła do Nowosybirska, którego mieszkańcy nie zostali nawet ostrzeżeni przed zagrożeniem.
Źródło: WP
Zobacz również:
Chuck Norris zaapelował do Owsiaka. Nagranie podbija sieć